Leśna murarka

Być może stali czytelnicy Lasu Polskiego zapamiętali odniesienie do socrealistycznej sztuki filmowej z artykułu poświęconego wildze. Jeszcze lepiej postać głównej bohaterki, warszawskiej murarki, pasuje do pani kowalik. Tu z murowaniem mamy do czynienia dosłownie! Już od końca lutego kowaliki zaczynają budować domostwo. Znalezienie dziupli o odpowiedniej wielkości wrót nie jest łatwe. Za małe wejście sprawi, że się nie dostaniemy do środka, zbyt duże stanowi zaproszenie dla wrogów i silniejszych konkurentów. To jeden z powodów dla których zwykle odradzam „marketowe” budki dla ptaków, zwykle są źle dopasowane do naszych ptaków (i fatalnie wykonane). Wybierając apartament państwo kowalikowie nie mają dylematów spod szyldu kochanie, ten otwór jest o milimetr za szeroki, po prostu pani kowalikowa bierze błoto, glinę czy ił w dziób i niczym kielnią zamurowuje wejście tak, że zaledwie może się przez nie przecisnąć jak objaśniał Jan Sokołowski w Ptakach ziem polskich. Ponieważ mieszkam na piaskach, to moja ptasia sąsiadka podbiera mi glinę przeznaczoną pod róże. Małżonek nie jest niewdzięcznikiem i podczas gdy żona muruje, on gotuje, czyli przynosi najdelikatniejsze owady i stale jej strzeże, jak wyjaśniał Sokołowski, dodając też że w tym czasie oboje okazują sobie wielką czułość. Z literatury wynika, że niebiesko-popielate murarki wklejają w świeży „tynk” mchy i porosty z drzewa, w którym ptaki zamieszkały, choć moja sąsiadka nie zadała sobie takiego trudu. Przyznam, że wobec ptasich gniazd zawsze mam pewien respekt i staram się je omijać w odległości, która nie stresuje ptaków. Zwykle też udaję, że nie widzę ptasiego domostwa, toteż próby wytrzymałościowe nie przyszły mi do głowy, ale przeprowadził je Sokołowski, który zanotował że glina (…) po kilku dniach staje się twarda jak cegła, palcami nie można jej zedrzeć i jedynie młotkiem daje się odkuć.


Całość w „Lesie Polskim”, nr 17 z 2019 r.